Polskie Silicon Valley: Czyli jak zamienić OpenAI na ławkę rezerwowych
Maciej Lesiak
- 2 minut czytania - 369 słówTo jest zabawne, że dziennikarze i komentatorzy mówią o potencjale polski w rozwoju AI wskazując na ludzi, którzy pracują przy Openai, Gemini. Tak jakby to, że Polak został zatrudniony za oceanem otwierało nam drogę do technologii. Snuje się bajki z mchu i paproci, że wystarczyłaby odrobina wysiłku i można byłoby ich ściągnąć.
Zatrzymajmy się na chwilkę, ok? Przeanalizujmy gdzie ich ściągnąć. Do kraju, gdzie jest “tani” prąd, “doskonałe” warunki pracy, “zdrowa” atmosfera między naukowcami i politycy nie kręcą lodów na tego typu projektach. Z litości nie zadaję pytania, dlaczego ci super specjaliści uciekli z Polski. Dzisiaj Wyborcza zachęcająco wzywa tych naukowców Leadem na stronie głównej opisującym biedę i nędzę… Profesor PAN: Prowadzę granty, mam doktorantów z sukcesami. A nie wiem, czy zimą będę w stanie zapłacić rachunki
W ogóle dla mnie abstrakcja mówić o innowacjach z najdroższym prądem w UE i brakiem szybkich perspektyw na tani prąd. Oderwani od realiów komentatorzy żyją w świecie bajkopisarstwa, gdzie problemy infrastrukturalne, kultura pracy, warunki systemowe czy w końcu potencjał do rozwoju się nie liczą.
Mówiąc szczerze to tak jakby powiedzieć Lewandowskiemu, że ma grać w Widzewie Łódź na ławce rezerwowych. Ławeczka dla rezerwowych czeka, zapraszamy!
Moim zdaniem to naprawdę śmieszna sprawa, że w radiu, czy prasie dziennikarze oraz ich goście całkiem poważnie i z dziwną percepcją selektywną deliberują o tych sprawach. Tak jakby wystarczyło naprawdę, ale tak naprawdę się skupić i udałoby się. Tak jak z samochodem elektrycznym, albo innymi projektami, prawda?
Jeśli ktoś nadal tego nie rozumie, a piszę tutaj o humorystycznym aspekcie tej sprawy, to polecam popatrzeć na wykres i obłożenie podatkami bezzwrotnymi w koszcie prądu. To jest kluczowe i pokazuje priorytety tego kraju. Tutaj nie liczy się innowacja czy konkurencyjność, tylko dojechanie startupów, ludzi ambitnych, prywaciarzy, innowacyjnych projektów kosztami operacyjnymi. Na pewno jest wielu, co się z tego zacofania czy darwinizmu cieszy. Dla przykładu idea co mnie nie zabije, to mnie wzmocni potencjalnie powinna wytworzyć lepszą jakość.
Takie toksyczne i trudne środowisko powinno doprowadzić do adaptacji i stworzenia jakiejś innowacji. Na razie jedyne co wytwarza to mniejszą konkurencyjność, duże koszty dla gospodarki, drogie mieszkania, wyższe koszty produkcji i zamykane zakłady, które przenoszą całą produkcję w miejsce gdzie koszty mediów są po prostu niższe.
Chciałem was skłonić do krytycznej refleksji…