Samobójstwo na Preikestolen vs polska patologia medialna - o standardach człowieczeństwa i słabości narodu
Maciej Lesiak
- 9 minut czytania - 1911 słów
This article is also available in English:
Suicide at Preikestolen vs Polish Media Pathology - On Standards of Humanity and National Weakness
Spis treści
Kilka tygodni temu, schodząc z gór w Polsce, przeprowadziłem bardzo ciekawą rozmowę z żołnierzem. Zwykła rozmowa, jakie prowadzi się po zakończeniu fajnej wędrówki. Spieraliśmy się o to, co się stanie w Polsce, gdy wybuchnie wojna. Ja okazałem się niepoprawnym optymistą, dowodząc, że Polakom nie uda się uciec za granicę. Żołnierz mówił o relokacjach, a także o tym, że ludzie będą uciekać. Będąc ostatnio w Norwegii, poznałem duńskiego emeryta, którego córka sprzedaje nieruchomości we Włoszech. Większość jej klientów to lekarze, prawnicy oraz majętni ludzie z Polski, którzy kupują sobie apartamenty i domy na wypadek wybuchu konfliktu. Teraz, po powrocie ze Skandynawii, zrozumiałem z całą siłą: jesteśmy łatwym celem. Spolaryzowanym, osłabionym nienawiścią i żółcią, bardzo łatwym celem.
Wiem, że przemoc, żółć i nienawiść były w Polsce obecne od lat. Ale dopiero kontakt ze skandynawską cywilizacją sprawił, że dotarło do mnie, jak dramatycznie słabi jesteśmy jako społeczeństwo. Skandynawskie standardy to nie tylko czyste ulice i sprawne urzędy - to przede wszystkim kultura wzajemnego szacunku, która u nas została wyparta przez kulturę permanentnego konfliktu. Mówię tutaj o poziomie najbardziej elementarnym - szacunku dla Innego.
Dotarło do mnie, że żadne najnowsze technologie nam nie pomogą, jeśli morale będzie tak niskie. Jeśli nie tylko nie będziemy szanowali własnej historii, tworząc nieprawdziwe i alternatywne jej wersje, ale także będziemy podważać autorytety, generując nowe teorie spiskowe, które nie zostaną nigdy obalone ani potwierdzone, bo są elementem walki politycznej. Nie pomogą nam żadne zapory budowane przez wojsko, skoro mury dzielą nas od środka a wrogów widzimy w naszym sąsiedzie i w rodzinie.
Tragedia, której byłem świadkiem
17 lipca 2025 roku, będąc na Preikestolen, byłem świadkiem tragedii. Około godziny 10:00 płaskowyż został zamknięty z powodu “poważnego incydentu”. Helikopter ratunkowy krążył nad fiordami aż do godziny 15:00, a policja potwierdziła później, że mężczyzna spadł z krawędzi i przypuszczalnie stracił życie. W raporcie policyjnym zdarzenie zostało opisane jako “willed action” - zamierzone działanie, czyli samobójstwo.
Jako osoba, która przez lata obserwowała polską scenę medialną i jej podejście do tragicznych wydarzeń, byłem ciekaw, jak norweskie media potraktują ten incydent. Zderzyłem się z pustką. Przez kolejne dwa tygodnie nie mogłem znaleźć żadnej informacji prasowej. Media światowe również nie dotarły do informacji o zdarzeniu. To było szokiem dla kogoś przyzwyczajonego do polskich standardów.
Norweska lekcja człowieczeństwa
W Polsce taka tragedia byłaby materiałem na co najmniej tydzień sensacyjnych artykułów. Mielibyśmy zdjęcia z miejsca zdarzenia, przecieki, nowe informacje, spekulacje o motywach, wywiady z “ekspertami”. Jakiś emerytowany policjant w telewizji śniadaniowej omawiałby każdy aspekt tej sprawy, a jeśli ofiara miałaby jakiekolwiek powiązania polityczne - byłaby to petarda na miesiące.
W Norwegii? Cisza. Nie ma szczegółów, nie ma zdjęć, nie ma sensacji. To nie przypadek ani lenistwo dziennikarzy - to świadomy wybór cywilizowanego społeczeństwa oraz etos. Tak zapiszcie sobie to ostatnie słowo, bo w Polsce nie ma ono żadnej wartości. U nas liczy się tylko pieniądz. Zresztą ceny są niskie, tanio się liczymy, jeśli mam być szczery.
Norweskie media kierują się kodeksem “Vær Varsom-plakaten” (Kodeks Ostrożności), który w odniesieniu do samobójstw jest bezwzględny:
- Unikanie sensacyjnych relacji, które nie są niezbędne do zaspokojenia ogólnej potrzeby informacji
- Zakaz opisywania metod lub szczegółów, które mogą sprowokować naśladownictwo
- Powściągliwa prezentacja bez szukania sensacji
- Szacunek dla osób w żałobie i unikanie identyfikacji ofiar
- Brak promowanego umieszczania - żadnych pierwszych stron czy głównych nagłówków (leadów)
Praktycznie każdy z tych elementów to coś obcego polskiej kulturze medialnej, ale ja bym powiedział szerzej - polskiej codzienności. W naszym życiu nie ma takich standardów wobec innego, ciężko zatem wymagać, że jeśli jest brak szacunku i powściągliwości, bo liczy się tylko właśnie sensacja, dojechanie i pieniądz, to jeśli jest popyt, to i jest podaż na takie zachowania.
Polska patologia na tle norweskiej kultury
Kontrast z Polską jest przerażający. U nas każde samobójstwo, szczególnie jeśli dotyczy osoby publicznej lub jej rodziny, staje się materiałem propagandowym. Pamiętacie wykorzystanie samobójstwa syna posłanki przez media PiSowskie do szczucia politycznego? To był moment, gdy polskie dziennikarstwo definitywnie przekroczyło granicę człowieczeństwa. Zresztą każde potknięcie prawicowych polityków, jeśli dotyczy ich prywatnego życia, również jest bezwzględnie wałkowane jako przykład hipokryzji, i nawet jeśli dotyka jego najbliższych, to już kobieca solidarność czy oszczędzanie najmłodszych członków rodziny się nie liczy.
W Norwegii - gdy około 30 lat temu popełnił samobójstwo syn premiera - media o tym nie pisały, pomimo że miało to wpływ na funkcjonowanie rządu. W następnych latach przepisano kodeks etyczny, ale nadal z naciskiem na ostrożność i unikanie szczegółów mogących prowokować dalsze samobójstwa. Przeczytajcie proszę to zdanie dwa razy, żeby do was dotarło.
To różnica między krajem, gdzie dziennikarstwo służy społeczeństwu, a krajem, gdzie służy clickbaitowi i politycznej agitacji. W Polsce mamy totalny upadek w każdym aspekcie.
“Copycat suicides” - naukowe podstawy norweskich standardów
Te wysokie cywilizacyjne standardy nie wzięły się znikąd. Norweskie ograniczenia to nie pruderia, ale nauka. Badania jednoznacznie potwierdzają istnienie “samobójstw naśladowczych” - szczegółowe opisy metod czy sensacyjne relacje zwiększają ryzyko kolejnych tragedii.
W Polsce natomiast robi się wywiady z rodzicami szukającymi dzieci od kilku lat, które prawdopodobnie popełniły samobójstwo, namawiając na antenie odbiorców do dalszych poszukiwań ciała albo przekazywania informacji. Opisuje się dokładnie kontekst tragedii i wałkuje temat do końca, wyświetlając przy okazji reklamy - bo przecież drama ściąga ruch, a ruch to pieniądze.
Mamy dziennikarzy publikujących zdjęcia z miejsca zdarzenia, opisujących dokładnie przebieg samobójstw, a nawet wykorzystujących tragedie rodzinne do walki politycznej. To nie jest dziennikarstwo - to nekrofilia medialna.
Dyscyplina służb vs polski bałagan
Ale różnice to nie tylko media. Norweskie służby pracują z chirurgiczną precyzją i absolutną dyskrecją. Policja podaje minimum informacji, skupiając się na faktach niezbędnych dla bezpieczeństwa publicznego. U nas na zamkniętych grupach wyciekają zdjęcia z wypadków, bo polskie prawo nie działa. Nie ma bezwzględnych kar, nie ma etosu, nie ma etyki.
Polska rzeczywistość to wyciekające ze służb szczegóły do mediów, funkcjonariusze pozujący do zdjęć z miejsca zdarzenia, prokuratorzy udzielający wywiadów przed zakończeniem śledztwa. Media społecznościowe pełne nie tylko nieoficjalnych relacji, ale fake newsów i spekulacji podgrzewanych kolejnymi publikacjami. Każda tragedia to okazja do zarobku na klikach.
W Norwegii nikt nie robi sobie selfie z tragedią w tle. Nikt nie sprzedaje informacji tabloidom. Nie ma politycznego targowania na ludzkiej tragedii. To różnica między profesjonalizmem a polskim targowiskiem, gdzie wszystko jest na sprzedaż. Różnica między krajem, gdzie służby służą obywatelom, a krajem, gdzie każdy szuka swojego kąska przy cudzym nieszczęściu.
Mamy problem z przemocą i tym jak definiujemy człowieczeństwo
Nie chodzi tylko o “dobre maniery” czy “kulturę”. Chodzi o to, że sposób, w jaki społeczeństwo traktuje najtragiczniejsze momenty w życiu ludzi, definiuje jego człowieczeństwo. Mówi się tyle, że mamy empatyczne społeczeństwo. Moim zdaniem norweska postawa to wyraz dojrzałości cywilizacyjnej - zrozumienia, że nie wszystko, co można opisać, powinno być opisane. Że są granice, których nie przekracza się nawet w imię “prawa do informacji”.
Polska postawa to wyraz barbarzyństwa medialnego - wszystko jest materiałem, każda tragedia może być skonwertowana na kliki, każdy ból można wykorzystać politycznie. przecież od tylu lat mamy okładanie się nad trumnami zmarłych w katastrofie smoleńskiej. Jednym odmawia się polskości, bliskich się poniża, ze zmarłych polityków tworzy się żarty co robili w ostatnich chwilach sugerując celowość wypadku. Ta żółć kisi się w narodzie od lat i wyrosły nowe pokolenia polaków, którzy nie pamiętają normalności. To jest nowa normalność.
Dlaczego uważam, że to problem? Bo mamy w Polsce właśnie problem z językiem przemocy, z aprobatą dla przemocy i przesuwaniem granic przy tym, że nie działają mechanizmy, jakie są zaszyte jako bezpieczniki. Ja nie mówię już o wysokiej kulturze medialnej czy etosie służb, ale o tym, że jeśli prawo jest łamane, to ma nastąpić kara. W Polsce jest nie tylko przyzwolenie na łamanie prawa (powszechne przymykanie oka), ale także prawo nie jest respektowane, bo nie działa. Kary nie są egzekwowane.
Preikestolen jako metafora
Stojąc na krawędzi Preikestolen, patrząc na miejsce, gdzie kilka godzin wcześniej rozegrała się tragedia, myślałem o tej różnicy. 600-metrowa przepaść nad Lysefjordem to nic w porównaniu z przepaścią cywilizacyjną między norweskim a polskim podejściem do ludzkiej tragedii. Czy w obliczu nadchodzącej wojny z Rosją tak bardzo spolaryzowany naród przesycony żółcią i przemocą jest w stanie stanąć w obronie ojczyzny? Może ta żółć i polaryzacja jest podsycana specjalnie? Wiele osób twierdzi, że Polacy, jak trzeba, to się obudzą. Jak wybuchła wojna był zryw i pomagaliśmy Ukraińcom Co roku jest zryw i płacimy na Owsiaka, bo tragedii służby zdrowia nie potrafimy rozwiązać systemowo. Pytam: dlaczego dzisiaj jest hejt na Ukraińców, dlaczego nadal nie działa służba zdrowia, dlaczego w tym kraju nic nie działa? Dlaczego nie możemy sobie poradzić z kierowcami łamiącymi nagminnie przepisy. Dlaczego kary są nieegzekwowane i śmiesznie małe. Czy zryw na “urrraaa” rzeczywiście będzie w stanie poradzić sobie z potężną machiną propagandy, dezinformacji i polaryzacji Federacji Rosyjskiej? Moim zdaniem nie. Bo żyjemy w kraju z dykty, a polaryzacja pogłębiła nasze problemy moim zdaniem już chyba bezpowrotnie.
Niestety, zbyt często spadamy w przepaść polskiej patologii medialnej.
Lekcja dla Polski
Może kiedyś polskie media nauczą się norweskiej lekcji człowieczeństwa? Może zrozumieją, że nie każda tragedia musi być materiałem na sensacyjny artykuł? Może prokuratorzy przestaną robić konferencje prasowe w sprawie samobójstw?
Na razie jednak różnica pozostaje drastyczna. Norwegia pokazuje, jak wygląda cywilizowane społeczeństwo. Polska - jak wygląda medialne targowisko, gdzie wszystko ma swoją cenę, nawet ludzka godność.
Stojąc na Preikestolen, widziałem nie tylko piękno norweskiej przyrody, ale także piękno norweskich standardów. Szkoda, że tak daleko musiałem jechać, żeby zobaczyć, jak wygląda prawdziwe człowieczeństwo w mediach. Społeczeństwo, które nie potrafi z szacunkiem traktować własnych tragedii, jak ma się obronić przed zewnętrznym wrogiem? Dzisiaj nie jestem już takim optymistą, jeśli próbuję odpowiedzieć na pytanie, co zrobią Polacy, jak wybije godzina zero. Stojąc nad otchłanią bezpieczniej czułem się w Norwegii niż w polskim chaosie… Zacznijmy od małych kroków, ale nie w kierunku przepaści.
Autor był świadkiem opisywanych wydarzeń. Tekst powstał na podstawie oficjalnych komunikatów norweskiej policji oraz analizy norweskich standardów medialnych.
Suplement: Anatomia norweskiej etyki – dlaczego ten system działa?
Suplement na podstawie artykułu z Ethical Journalism Network. Norweskie standardy medialne, o których pisałem, nie biorą się znikąd. Nie są wynikiem lepszego charakteru narodu, ale precyzyjnie zaprojektowanego, transparentnego systemu. Oto jego kluczowe filary, które tłumaczą, dlaczego jest on tak skuteczny i fundamentalnie inny od polskiego chaosu.
Samoregulacja ponad wszystko W Norwegii nie ma państwowego organu do pilnowania mediów. Cały system opiera się na samoregulacji. To sama branża – dziennikarze, redaktorzy i wydawcy – stworzyła i finansuje Komisję Skarg Prasowych (PFU) oraz kodeks etyczny “Vær Varsom-plakaten”. Sami biorą odpowiedzialność za swoje standardy.
Zaufanie Państwa jako dowód skuteczności System ten działa tak dobrze i cieszy się tak ogromnym zaufaniem, że rząd Norwegii zlikwidował państwową komisję nadzoru mediów, uznając ją za zbędną. To dowód na dojrzałość i skuteczność samoregulacji, który w Polsce brzmi jak science fiction.
Radykalna Transparentność w praktyce Odpowiedzialność nie jest pustym słowem. Część posiedzeń komisji etyki, na których rozpatrywane są skargi na dziennikarzy, jest transmitowana na żywo w internecie. Każdy może zobaczyć, jak media publicznie tłumaczą się ze swoich działań i biorą odpowiedzialność za błędy.
Kultura Etyki, a nie tylko zasady To więcej niż przestrzeganie reguł. Największe norweskie koncerny medialne posiadają własne, wewnętrzne kodeksy, często jeszcze surowsze niż ten ogólnokrajowy. Etyka jest tam częścią kultury organizacyjnej i profesjonalizmu, a nie tylko narzuconym obowiązkiem.
System, który uczy się na błędach Norweski system żyje i ewoluuje. Orzeczenia komisji prowadzą do realnych zmian w procedurach redakcyjnych. Problemy (jak np. prawo do odpowiedzi na krytykę) są otwarcie dyskutowane i podejmowane są działania, by je rozwiązać, co pokazuje, że mechanizm jest nastawiony na ciągłe doskonalenie.
To właśnie te mechanizmy – oparte na zaufaniu, odpowiedzialności i transparentności – tworzą przepaść cywilizacyjną, o której pisałem. To nie magia, to dobrze zaprojektowane instytucje, etyka i zasady w działaniu. Dziękuję za uwagę.
Powiązane tematy
- 5 lat z namiotem na dachu: Ewolucja naszego mobilnego domu – porady i sprzęt
- Suicide at Preikestolen vs Polish Media Pathology - On Standards of Humanity and National Weakness
- Podróż z psem do Skandynawii: Formalności, mity i dlaczego ubezpieczenie OC to strata pieniędzy
- Traveling with a Dog to Scandinavia: Formalities, Myths, and Why Liability Insurance is a Waste of Money
- Quo vadis cesspool? Operation 'Helplessness 25' as a test of statehood
- Quo vadis kloako? Operacja 'Bezradność 25' jako test państwowości
- Marginalia: Snus, podcasts and predictions that came true
- Marginalia: Snus, podcasty i przepowiednie, które się sprawdziły
Wzmacniaj Sygnał

Najlepszym wsparciem jest udostępnianie artykułów i oznaczanie dadalo.pl w mediach społecznościowych. Możesz też wesprzeć finansowo - pokrywa to dostęp do mediów i archiwów prasowych potrzebnych do badań.
Udostępnienia są ważniejsze niż dotacje. Wsparcie finansowe pomaga w utrzymaniu niezależności badań.