Dlaczego urzędnicy i politycy przymykają oko na pseudohotele?
Maciej Lesiak
- 6 minut czytania - 1268 słówKilka dni temu komentowałem sprawę hostelu w Pszowie, gdzie podczas pożaru zginęło 5 osób. Ten tzw. hostel to typowy budynek nielegalnie przerobiony na zamieszkanie zbiorowe. Akurat ten konkretny był podobno jakimś budynkiem gospodarczym, w którym była ubojnia drobiu. Ktoś postanowił przerobić to na obiekt świadczący usługi hotelowe. Jaki kraj takie hostele.
Komentowałem tę sprawę, bo kilka lat temu zwalczyłem taki nielegalny hostel na działce sąsiadującej z moim domem. Właścicielka nieruchomości wynajęła posesję i dom firmie, która dorobiła kilka wejść. Każde większe pomieszczenie zostało wykorzystane maksymalnie i podzielone na mniejsze. W pokojach pojawiły się łóżka piętrowe. Nawet piwnicę przerobiono na lokale mieszkalne. W czasach pandemii było tam 50 osób, a jest to typowy gierkowski kwadraciak w którym mieszka maksymalnie 5-7 osób.
patologia pseudohostelowa
Dla mnie to była sprawa oczywista, że należy to zlikwidować za wszelką cenę. Ciągłe bójki, libacje alkoholowe, przeskakiwanie przez płot, leżenie nietrzeźwych półnagich obcokrajowców oraz Polaków pod moim płotem albo wchodzących przez pomyłkę do sąsiednich domów, zaczepianie nieletnich córek sąsiadów, wzywanie prostytutek na taryfę, parkowanie kilkunastu samochodów na trawniku. Wszyscy mieszkańcy wychodzili mniej wiecej około 5 rano odpalając wszystkie pojazdy, trzaskając drzwiami, hałasując - to nie jest uciążliwe, to jest mega uciążliwe.
Ponieważ w Polsce urzędy potrafią tylko ściągać podatki ale są zupełnie niezainteresowane czy dany biznes działa legalnie czy nie to aby to zwalczyć, musiałem wynająć prawnika. Ten w moim imieniu pisał wnioski o kontrole. Od razu spieszę wyjaśnić - pomimo że dom nie był przystosowany do zamieszkania zbiorowego, nikt nigdy nie przeprowadził w nim kontroli. Żaden urzędnik czy strażak nie zweryfikował, czy nie jest naruszane prawo, a nadzór budowlany pomimo wielokrotnych próśb nie zajął się sprawą. Nawet pomimo działań prawnika, bo rzekomo wprowadzenie stanu pandemicznego wykluczało możliwość kontroli.
urzędnicy nie zrobili kontroli po zgonie
Całe szczęście, że właściciel tego przybytku widząc mój upór (a ma kilkanaście takich pseudo-hosteli w Łodzi), zdecydował się wycofać z tej lokalizacji zapewe przeczuwając, że w pewnym momencie sprawa może się skomplikować i kontrola w końcu nastąpi, tym bardziej, że mieliśmy asa w rękawie… ta cała ckliwa historia ma drugie dno. Ponieważ w tym hostelu zmarła osoba pod prysznicem, a ponieważ budynek nie jest przystosowany do zamieszkania, policja i urzędnicy powinni wszcząć śledztwo. Tak działoby się w każdym cywilizowanym państwie. Czy tak się stało? Według mojej wiedzy nie było śledztwa, podobno ustalili na podstawie analizy CCTV, że nie było udziału osób trzecich. Ponieważ po tym zdarzeniu przybytek funkcjonował jeszcze kilka dobrych lat, mniemam, że żaden urzędnik nigdy nie pofatygował się w tej sprawie, aby po zgonie sprawdzić stosowne uprawnienia i zgody. Można? Można!
Cóż sporo mnie usunięcie tej patologii kosztowało. Prawnik - całkiem spory koszt. Wydałem sporo pieniędzy na budowę muru, zabezpieczenia CCTV oraz przyjazdy interwencji ochrony, która wielokrotnie stała pod moim domem pilnując, aby podczas imprez ludzie nie przeskakiwali przez płot. Może się to wydawać dziwne, ale naprawdę były takie sytuacje, a policja nie jest zainteresowana interwencjami. Gdy kiedyś zadzwoniłem z informacją, że na posesji płacze pijana kobieta, która prawdopodobnie została pobita przez trzech Polaków i przez cały dzień chodziła z płaczącym niemowlakiem, a obawialiśmy się jakiejś kolejnej łódzkiej katastrofy typu “dzieci w beczkach” (czyli, że dziecko zostanie zakatowane - znów ta Łódź), osoba na słuchawce pod 112 powiedziała, że kobieta może płakać i nie widzi potrzeby interwencji.
Spieszę wyjaśnić, że to nie jest jakaś patologiczna dzielnica w stylu łks limanka morda nie szklanka. To całkiem fajna dzielnica przy lesie łagiewnickim i to właścicielka domku wraz z firmą od hosteli zrobili piekło okolicznym sąsiadom. Zresztą tego właściciela, który prowadzi kilkanaście podobnych hostelików w całej Łodzi obsługuje jedna z najlepszych kancelarii. Na ryczałcie są więc podejrzewam, według mojej najlepszej wiedzy, dbają bardzo efektywnie o to, aby mógł działać dalej.
No to dlaczego urzędnicy i politycy przymykają oko na pseudohotele?
Po co wam jednak o tym wszystkim piszę? Ta cała ckliwa historia, że ktoś mi hałasował. Takich historyjek jest wiele. Natomiast jest kilka aspektów tej sprawy. Po pierwsze, kwestia ukrywania procederu i przymykania oczu na prowadzenie pseudohoteli niespełniających jakichkolwiek norm jest efektem całkowitego braku tanich lokali. Koszty obecnie budowy, podatki, ogrzewanie są tak duże, że aby w sensownych cenach upchnąć ludzi postanowiono w Polsce traktować ich jak bydło pozwalając na prowadzenie takich przybytków jednocześnie oficjalnie przyjmując linię, że prawo jest niejasne i tak dalej. Ze zdziwieniem przeczytałem natomiast artykuł w Money.pl, gdzie wypowiada się inżynier z Okręgowej Izby Budownictwa:
W przypadku uruchomienia w domu jednorodzinnym sklepu czy domu przyjęć nietrudno wykazać, że budynek jest użytkowany niezgodnie z przeznaczeniem, ale jeśli chodzi o wynajęcie go na kwatery pracownicze, to już nie jest to takie proste - tłumaczy inż. Andrzej Falkowski, przewodniczący zespołu prawno-regulaminowego Podlaskiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa.
Wyjaśnię: urzędnik robi z ludzi kretynów, bo próbuje nam wyjaśnić, że brak działań ze strony urzędników spowodowany jest brakiem procedur i lukami w prawie. Czyli to, że firma pobiera opłaty od najmujących, a jeśli nie pobiera, to można nasłać US, ale przecież wszyscy wiemy, że pobiera. Jest to łatwe do ustalenia, tak samo jak ustalenie, że mieszkają tam przypadkowe osoby, zazwyczaj realizujące prace budowlane dla jednej firmy - jak widać ustalenie tego dla polskiego urzędnika to jest jakiś wyczyn intelektualny. Ale to jest modus operandi budżetówki - pracownik z budżetówki chce jak najmniej problematycznych rzeczy rozwiązywać, a już na pewno nie robić problemów biznesmenom, którzy naślą na nich prawników. Dlatego jest bierny i zasłania się rzekomymi lukami w prawie. Mój prawnik wyraźnie powiedział, że temat jest do załatwienia w 1 do maksymalnie 2 lat ponieważ tyle będzie trwało zaganianie pracowników budżetówki do tego, co powinni robić sami z siebie.
ministerstwo głupich kroków i gównodziennikarstwo
Jest też kolejny aspekt tej sprawy, czyli kwestia gównodziennikarstwa. Dziennikarz robiący artykuł o problemie zupełnie nie zadał takich pytań i nie poszedł w tym kierunku, żeby rzeczywiście zrobić analizę, czy rozmówca mówi prawdę. To, co przekracza intelektualnie dziennikarza, zostało szeroko rozwinięte w komentarzach. Widać w nich, że ludzie doskonale rozumieją problem. Przytoczę tylko kilka z najwyżej ocenionych komentarzy z artykułu na Money.pl:
Prawo już jest, wystarczy je odpowiednio interpretować. Dom jednorodzinny jak nazwa wskazuje zamieszkuje jedna rodzina, a dokładniej wg prawa może to być do dwóch wydzielonych mieszkań, ale spokrewnionej rodziny. Powyżej 3 lokali lub dalej 2 lokali, ale nie spokrewnionych, dom traci miano jednorodzinnych i podlega pod prawo domów wielorodzinnych. A tam już jest inne prawo, tzn. przepisy BHP zbiorowe, odbiór i przeglądy okresowe straży pożarnej itp.
A może w takim przypadku zastosować przepisy dotyczące hoteli? Instalacje p-poż, drogi ewakuacyjne, odbiór SANEPIDU, liczba łazienek na osoby. Nie ma?!? To 50 tysi kary, za następne 100 itd."
Paradoksalnie, komentujący w sieci mają więcej rozsądku niż urzędnicy i dziennikarze. Ministerstwo rozwoju podobno “pracuje nad rozwiązaniem” i “szuka sposobu”, by z tym walczyć. Rozważana jest nawet “opcja wprowadzenia limitu powierzchni dla budowanych domów”. Naprawdę? Przecież przepisy już są - wystarczy je egzekwować! Myślę, że to ministerstwo głupich kroków…
Typowa dla naszego systemu hipokryzja: udawanie bezradności tam, gdzie wystarczyłoby po prostu robić to, co do urzędników należy. Ale to wymagałoby ruszenia się zza biurka i konfrontacji z tymi, którzy na tym procederze zarabiają. Zdecydowanie łatwiej powiedzieć, że “stąpamy po wąskiej linii” i “szukamy rozwiązania”… a może jednak sprawa ma drugie dno i chodzi o braki lokalowe i to, że cały przemysł deweloperski i rozbudowa infrastruktury ległaby gdyby nie właśnie pseudohoteliki robione w prywatnych domach bez żadnych norm i kontroli? Pamiętacie, że audioriver festiwal miał wielkie problemy z hotelami podczas festiwalu z powodu rozbudowy infrastruktury w Płocku? Robotnicy zajęli wszystkie hotele. Ceny pseudohoteli poszybowały w górę. Może to jest istota problemu? Tradycyjnie pozostawiam was sam na sam z tym pytaniem…
Źródło
Money.pl “Hałas, śmieci i bójki”. Te hotele to nowa plaga w Polsce
Dom jednorodzinny to nie hotel. Rząd walczy z plagą jednorodzinnych hoteli
Powiązane tematy
- Teorie spiskowe jako narracja obywatelska: analiza felietonów Rafała Górskiego z Instytutu Spraw Obywatelskich
- Scenario of drama: Is Trump implementing a strategy for long-term radicalization of Europe (MEGA)?
- Scenariusz dramatu: czy Trump realizuje strategię długoterminowej radykalizacji Europy (MEGA)?
- Raczek vs Szczygielski: czyli szokująco trafna dyskusja o AI i przyszłości mediów
- Widownia klika, Mateusz Chrobok obśmiewa: YouTube jako fabryka bezmyślnej krytyki AI
- Deweloaktywiści i miejska hipokryzja: jak interesy kształtują urbanistykę na przykładzie Łodzi
- Fałszywa dychotomia w planowaniu przestrzennym - anatomia manipulacji
- Can You hear that Slurping? Corporatu¹ kills Your Uptime in the Icy Castle