SKRAWEK #2426 Google odpowiada na protesty twórców: prezentacja argumentów
Maciej Lesiak
- 8 minut czytania - 1580 słówSpis treści
Dominacja Google, Apple, Netflixa, Amazona, Facebooka przyczynia się do powstawania kolejnych teorii spiskowych. Dlatego dzisiejszy artykuł pomimo, że nie dotyczy stricte teorii spiskowej, to jest istotnym elementem w pojawiających się na dadalo.pl treściach.
3 lipca 2024 polski oddział Google odpowiedział w piśmie na protest twórców w kontekście Dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym i nowelizacji ustaw. Niniejszy skrawek jest uzupełnieniem do artykułu, jaki opublikuję na temat hipokryzji. Jednak zanim przejdziemy do tej kwestii, trzeba przedstawić argumenty big techów. Poniżej przedstawiam argumenty Google i tekst źródłowy. W komentarzu do każdego z argumentów skrótowo się odniosę, a całość rozwinę w osobnym artykule.
Sprawiedliwe wynagradzanie twórców
Google podkreśla, że twórcy powinni być odpowiednio wynagradzani za wykorzystanie ich treści. Przykładem jest YouTube, gdzie twórcy otrzymują 55% wpływów z reklam, a wydawcy ponad 80% wpływów z reklam na ich stronach przy użyciu narzędzi Google. Nie przedstawia za to problemu SERP i indeksu oraz pokrewnych usług, które przez dominację urządzeń iOS oraz android zatrzymują użytkownika w ekosystemie big techa dając mu dochody z reklam często bez podziału zysków z twórcami treści, jakie są prezentowane.
Mój komentarz: Nie jest tajemnicą, że Google kontroluje w sposób monopolistyczny znaczną część rynku reklamowego online, a zarazem uparcie twierdzi, że sprawiedliwie dzieli wpływy z reklam. Krytycy natomiast argumentują, że warunki narzucane przez Google są niekorzystne dla wydawców, co daje im niewielką kontrolę nad własnymi treściami i przychodami.
Fałszywa narracja wydawców
Google zarzuca wydawcom, że budują fałszywą narrację o negatywnej roli Google, sugerując, że ich działalność może doprowadzić do bankructwa polskich wydawców. Google twierdzi, że dochody wydawców dzięki usługom Google rosną, co potwierdzają dane finansowe z lat 2021-2023.
Mój komentarz: Krytycy twierdzą, że Google doprowadził do monopolu, ale trzeba sobie powiedzieć prawdę - wszystkim to pasowało, dopóki zarabiali. Jak to w biznesie, jeśli stajesz się czyimś pracownikiem, to nie możesz tworzyć zasad. Tutaj nigdy nie było równej współpracy. Zatem Google jest oskarżany o utrudnianie konkurencji, wysoki próg wejścia oraz zmniejszanie możliwości zarobkowych małych graczy. Firma może narzucać niekorzystne warunki umów, co jest sprzeczne z deklaracjami o sprawiedliwym wynagradzaniu twórców.
Program współpracy z wydawcami
Google opisuje różne programy wspierające wydawców, takie jak Showcase, Pinpoint czy kursy prowadzone przez ekspertów z Financial Times Strategies. Ponadto, od 2019 r. ponad 10 tys. osób z polskich mediów skorzystało z treningów i warsztatów oferowanych przez Google News Lab.
Mój komentarz: Wygląda to trochę tak, jakby firma sprzedająca płyn na porost włosów chwaliła się tym, że szkoli sprzedawców tego płynu. Argument szkoleń z własnych rozwiązań, co prowadzi do dalszego uzależnienia i centralizacji, jest co najmniej śmieszny…
Program licencjonowania treści
Google wspomina o programie licencjonowania treści wydawców (ENP), który działa już w 19 krajach europejskich i obejmuje ponad 4000 tytułów prasowych. Firma jest gotowa rozszerzyć ten program na Polskę, stosując tę samą metodologię.
Sprzeciw wobec nieprzejrzystych mechanizmów
Google wyraża sprzeciw wobec propozycji Związku Pracodawców Wydawców Cyfrowych dotyczącej wprowadzenia mechanizmu arbitrażowego, który dawałby UOKiK uprawnienia do ustalania cen w rozliczeniach platform z wydawcami. Google argumentuje, że Dyrektywa o prawie autorskim nie przyznaje wydawcom bezwzględnego prawa do wynagrodzenia, a tylko prawo do kontroli nad wykorzystaniem ich treści.
Mój komentarz: Jeśli chodzi o przejrzystość oraz dostęp do informacji, to Google ma mechanizmy mierzące, przetwarzające, analizujące, serwujące, czyli od A do Z, ale dzieli się tylko wycinkiem danych. Wydawcy mają zatem ograniczony dostęp do danych gromadzonych przez Google, co utrudnia im efektywne zarządzanie treściami i strategią reklamową. Dla przykładu, fałszywe kliknięcia reklam będących naruszeniami i drenującymi budżety reklamodawców są częściowo automatycznie wyłapywane, ale co do skali nie mamy pewności, jeśli nie wdrażamy zaawansowanych technik monitorowania, np. wrogich działań konkurencji. Pozostaje zatem zapytać, po co firmy wdrażają GTAG, GA i korzystają z rozwiązań do mierzenia konwersji i zachowania użytkowników dostarczanych przez Google? Ponieważ jeśli nie korzystasz z ich ekosystemu, to algorytmy optymalizujące prawdopodobnie penalizują cię.
Kwestia indeksu oraz pozycjonowania treści w SERP (wyniku wyszukiwania Google) to także temat rzeka. Naruszenia spamu nie są poważnie traktowane i indeks jest cały czas manipulowany ze szkodą dla uczciwych graczy. Dlaczego Google’owi może być to na rękę? Bo Google interesuje klient końcowy, czyli użytkownik wyniku wyszukiwania, to jest jego klient. Jeśli treść, nawet fałszywa, zatrzymuje go w ekosystemie, to jest to dochodowe.
Konsekwencje niewłaściwej implementacji
Google ostrzega przed pochopnym przyjmowaniem przepisów, które mogą uniemożliwić zawieranie umów licencyjnych i prowadzić do usunięcia fragmentów treści wydawców z wyników wyszukiwania, co miało miejsce w Czechach. Firma podkreśla, że nieprawidłowa implementacja Dyrektywy może narazić Polskę na ryzyka prawne i być uznana przez Komisję Europejską za niezgodną z prawem unijnym.
Mój komentarz: Chodzi tutaj konkretnie o ukrycie parametru description z SERP, który może być brany z meta deklaracji konkretnej strony albo, jeśli brak lub słabej jakości, jest brany po prostu przez algorytm z fragmentu tekstu strony. Twórcy treści argumentują, że to oraz RICH RESULTS powoduje, że użytkownik po złożeniu zapytania otrzymuje odpowiedź w obrębie Google, a zatem nie przechodzi do autorów informacji i nie generuje dochodu.
Poniżej treść pełnego pisma z Google na ręce Wicemarszałka Senatu Magdaleny Biejat. Argumenty Big Techu ale także kontrargumenty wydawców będą kluczowe do zrozumienia o co tutaj naprawdę chodzi… w kolejnym dużym artykule przeanalizuję argumenty wydawców.
Warszawa, 3 lipca 2024 r.
Szanowna Pani
Magdalena Biejat
Wicemarszałkini Senatu RPSzanowna Pani Marszałkini,
28 czerwca Sejm przyjął projekt ustawy o zmianie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz niektórych innych ustaw, stanowiąc implementację m.in. Dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. Ustawa trafiła teraz do Senatu (nr druku senackiego 111). Dyskusja wokół projektu toczy się od miesięcy, a w ostatnich tygodniach nabrała szczególnie emocjonalnego charakteru. Rozumiemy, że tematyka praw autorskich niektórych podmiotów i środowisk jest szczególnie istotna. Nie powinno to jednak uzasadniać szerzenia nieprawdziwych informacji oraz wprowadzania opinii publicznej w błąd, dlatego zwracamy się do parlamentarzystów bezpośrednio, aby wyjaśnić zasady współpracy Google z wydawcami prasowymi.
W Google od zawsze wyznajemy zasadę, zgodnie z którą twórcy powinni być odpowiednio wynagradzani za wykorzystanie ich treści. Na naszych platformach konsekwentnie stosujemy procentowy podział uzyskanych środków, z czego uprawnieni z reguły otrzymują ich większość. Przykładowo, twórcy na YouTube przysługuje 55% wpływów generowanych z reklam, a wydawcy zachowują ponad 80% wpływów z reklam wyświetlanych na ich stronach z użyciem narzędzi Google.
W ostatnich tygodniach wydawcy, wykorzystując swoją uprzywilejowaną pozycję w dostępie do mediów, budują fałszywą narrację o negatywnej roli, którą Google i inne platformy rzekomo odgrywają w ekosystemie medialnym. Straszą m.in. rychłym bankructwem polskich wydawców, jeśli ustawaowana nie spełni ich żądań. W rzeczywistości jednak dochody wydawców osiągane dzięki usługom Google szybko i konsekwentnie rosną. W latach 2021-2023 wypłaciliśmy z tego tytułu pięciu największym polskim wydawcom informacyjnym kwotę ponad 1 mld zł, co jest znaczącym wzrostem w stosunku do lat 2018-2020, kiedy to kwota wyniosła ponad 700 mln zł.
Google jest największym globalnym źródłem wzrostu przychodów branży informacyjnej i sieć reklamowa to jedną z płaszczyzn naszej współpracy.
Od 2022 r. w Polsce działa program Showcase, dzięki któremu 33 wydawców (w tym 20 zrzeszonych w Stowarzyszeniu Mediów Lokalnych) otrzymuje stale miesięczne dochody z tytułu opłat licencyjnych. Współpracujemy też w ramach innych produktów Google, jak np. Pinpoint, przy pomocy którego wspieramy jakość dziennikarstwa śledczego na reporterskich śledztwach i badaniach. Równocześnie oferujemy wydawcom możliwość bezpłatnego uczestnictwa w kilkumiesięcznych kursach prowadzonych przez ekspertów z Financial Times Strategies z zakresu nowych modeli biznesowych, dystrybucji treści i sztucznej inteligencji. Z treningów oraz warsztatów oferowanych przez program Google News Lab, w ramach którego nasi eksperci odwiedzają redakcje, od 2019 r. skorzystało w Polsce już ponad 10 tys. osób pracujących w mediach. W polskim oddziale Google zatrudniony jest zespół ekspertów zajmujący się bezpośrednią współpracą z wydawcami prasowymi.
Polska jest ostatnim krajem UE, który implementuje Dyrektywę o prawie autorskim. Google we wszystkich pozostałych państwach Unii, gdzie przepisy zostały przyjęte lub zawarcie umów z wydawcami, wprowadził program licencjonowania treści wydawców (ENP), na mocy którego wynagrodzenie za korzystanie z dłuższych fragmentów publikacji prasowych w usługach takich jak np. Wyszukiwarka i Discover. Google działa na licencjonowanie treści w ramach ENP wydawcom ponad 4000 tytułów prasowych w 19 krajach europejskich. Jesteśmy gotowi, aby rozszerzyć ten program licencyjny dla polskich wydawców każdej wielkości, stosując tę samą metodologię, której używamy wobec wydawców w całej Europie. Zachowanie spójności przyjmowanych przepisów z zapisami Dyrektywy pozwoli nam na uruchomienie programu licencyjnego natychmiast, gdy tylko zakończy się proces legislacyjny. Propozycja zmiana w ustawie o prawach autorskich, przegłosowana w zeszłym tygodniu w Sejmie i przekazana do Senatu, prawidłowo odzwierciedla dziś brzmienie art. 15 Dyrektywy i powinna zostać utrzymana.
Związek Pracodawców Wydawców Cyfrowych, który zrzesza kilku największych wydawców w Polsce i reprezentuje ich interesy biznesowe, nieodpowiedzialnie proponuje, by do implementacji wprowadzić nieprzejrzysty dla wydawców przez unijnych legislatorów mechanizm arbitrażowy, przekazujący UOKiK uprawnienie do ustalania cen w rozliczeniach platform z wydawcami. Tymczasem art. 15 Dyrektywy nie przyznaje wydawcom prasowym bezwzględnego prawa do wynagrodzenia, a tylko prawo do kontroli nad wykorzystaniem ich treści. Przestrzegamy przed pochopnym przyjmowaniem przepisów, które jedynie pozornie poprawiają pozycję wydawców, mogą uniemożliwić nam zawarcie umów licencyjnych, jak to wydarzyło się m.in. w Czechach, gdzie w wyniku implementacji wykraczającej poza ramy prawne Dyrektywy, byliśmy zmuszeni usunąć krótkie fragmenty treści wydawców z wyników wyszukiwania i zamknąć już funkcjonujące programy licencyjne. Stracili na tym wszyscy, w tym wydawcy, którzy treści, a także użytkownicy. W kilku innych państwach, które uległy podobnym naciskom i przyjęły kontrowersyjne mechanizmy, licencje z rynki i objętego zasięgiem nie są treści Dyrektywy, toczą się już spory prawne w krajowych sądach konstytucyjnych (Belgia) i przed Trybunałem Sprawiedliwości UE (Włochy). Przyjęcie tych przepisów mogłoby być uznane przez Komisję Europejską za nieprawidłową implementację Dyrektywy, podważyć zasadę pewności prawa unijnego i narazić Polskę na niepotrzebne ryzyka prawne.
Pozostajemy do Państwa dyspozycji w razie pytań.
Z wyrazami szacunku,
Dyrektorka ds. polityki publicznej Google w Europie Środkowo-Wschodniej