SYGNAŁY

Komentarz do wpisu prof. Malinowskiego: Strukturalna pułapka konsumpcjonizmu

Autor: Maciej Lesiak Opublikowano: słów: 823 minut czytania: 4 minut czytania

Czy politycy lubią zielone i ekologię, czy może chodzi o zielone z wizerunkami prezydentów? Jak sprytnie kraje rozwinięte delegowały produkcję i śmieci do biednych krajów pudrując trupa. Czy rezygnacja z konsumpcjonizmu jest w ogóle możliwa?

Prof. Szymon Malinowski na platformie Bluesky słusznie wskazuje, że bez redukcji konsumpcji zasobów transformacja klimatyczna to iluzja. Ale jego wykres pokazuje coś głębszego: strukturalną pułapkę, w której system nie ma dobrego wyjścia. Uważam, że trzeba mieć świadomość tego problemu, aby świadomie wybrać między drogą adaptacji, jaką w swojej ostatniej książce pokazała Elisabeth Kolbert, a drogą buntu i stawiania nierealistycznych postulatów, jaką wybierają aktywiści Ostatniego Pokolenia.

Jeśli ktoś myśli że ogarniemy się z kryzysem klimatycznym i planetarnym bez głębokiej rewizji podejścia do oszczędności i racjonalizacji zużycia energii i szerzej, zasobów, polecam mu ten wykres: ourworldindata.org/grapher/prim...

Szymon Malinowski (@szymonmalinowski.bsky.social) 2025-10-23T19:03:19.859Z

Gra w pozory

Kraje bogatej Północy - USA i Europa - przez ostatnie 20 lat grały w perfekcyjną grę pozorów. Oficjalne statystyki pokazują spadek emisji z produkcji, bo węgiel i ciężki przemysł zniknęły z ich terytorium. Na papierze wygląda to na sukces i “dekarbonizację”.

Wykres pokazujący spadek emisji w Europie. Wykres pokazujący spadek emisji w USA.

Problem? Konsumpcja nie spadła. Zamiast tego, Zachód outsourcował swoją produkcję do Azji. Dziś azjatyckie fabryki produkują to, co kiedyś wytwarzaliśmy u siebie, a emisje są wliczane w chiński bilans, a nie amerykański czy europejski.

Wykres pokazujący wzrost emisji CO₂ w Azji (głównie z produkcji dla eksportu do bogatego Zachodu).

Gdy spojrzysz na globalny wykres zużycia energii, wszystko rośnie. OZE również, ale wolniej niż globalny apetyt na energię. Węgiel i gaz nadal dominują. Biznes się nie zmienił - tylko adres się przesunął.

Dlaczego to się nigdy nie uda?

Rzeczywista transformacja wymagałaby tego, co jest politycznie niemożliwe: systemowej redukcji konsumpcji na Zachodzie. Mniej samochodów, mniej ubrań, mniej latania, mniej plastiku. Mniej wszystkiego.

To oznacza koniec modelu wzrostu gospodarczego, który jest fundamentem współczesnych demokracji liberalnych. Polityk, który by to zaproponował, przegrałby wybory. System nie toleruje ograniczeń. Stąd gra w offsety, certyfikaty CO₂, “zielone” obligacje i inne papierowe działania. Wygląda, jakby coś się działo, ale strukturalnie - nic się nie zmienia.

Zakamuflowana odpowiedzialność

Globalizacja pozwoliła na elegancką sztuczkę: kraje bogate udają “zielone”, a biedniejsze otrzymują fabryki i związane z nimi emisje. Wszyscy są pozornie zadowoleni - Zachód ma czyste sumienie, a Azja miejsca pracy. Globalny bilans emisji? Rośnie. Zawsze rósł.

To nie jest zwykła hipokryzja - to logika systemu. Kapitalizm musi rosnąć. Transformacja wymaga ograniczeń. Te dwie rzeczy są ze sobą fundamentalnie sprzeczne.

Koniec globalizacji, powrót emisji

Teraz scenariusz się komplikuje. UE wymusza reshoring produkcji (Critical Raw Materials Act, niezależność w produkcji półprzewodników). USA cłami dławią import. Chiny ograniczają eksport metali ziem rzadkich i strategicznych surowców. Globalizacja, jaką znaliśmy, rozpada się.

Czy to oznacza, że produkcja wraca do bogatych krajów? Emisje również, bo nie da się ich już dłużej outsourcować. Wtedy system stanie przed trzema opcjami:

  1. Rzeczywista redukcja konsumpcji – niemożliwa politycznie (opcja radykałów z frakcji Ostatnie Pokolenie).
  2. Budowa OZE w szalonym tempie – drogie, powolne i trudne logistycznie.
  3. Deregulacja i liczenie na ratunek przez AI przy coraz większym koszcie CO2 – najbardziej prawdopodobna ścieżka.

Oczywiście to tylko eksperyment myślowy. Jak będzie, przekonamy się w najbliższych latach. Już zmiana sentymentu w USA do polityki klimatycznej zaserwowana przez ruch MAGA pokazuje kierunek, w jakim najprawdopodobniej pójdzie głos ludu. I tutaj dochodzimy do sedna.

Irracjonalność systemu: od racjonalności do teorii spiskowych

Teza, że ludzie się opamiętają w dobie kryzysu klimatycznego, bazuje na fałszywym założeniu, że człowiek jest istotą racjonalną. Historia i mechanizmy społeczne sugerują coś innego. Gdy kryzys będzie się zaostrzać, nie spodziewajmy się refleksji, lecz projekcji winy. Politycy już pracują nad narracjami: to wina poprzednich pokoleń, innych narodów, globalnych elit. Media i teorie spiskowe wzmacniają ten przekaz, mówiąc o “zielonej agendzie” jako zamachu na wolność czy “Wielkim Resecie”.

Kwestia tego, czy będziemy ograniczać konsumpcję w imię ideałów, rozbije się o twardą rzeczywistość. Czy bogaty Zachód zrezygnuje z corocznej premiery iPhone’a? Czy ludzie przestaną realizować swoje “prawo do poznawania świata” przez instagramową turystykę, gdzie liczy się post, a nie ślad węglowy?

Jak widać, gospodarka w każdym aspekcie oparta jest obecnie o ciągłe wzbudzanie nowych potrzeb i napędzanie konsumpcji. To nie przypadek, to model biznesowy każdej korporacji, każdego medium i każdego influencera. Systemu nie da się zmienić bez demontażu tego fundamentalnego mechanizmu. To się nie stanie dobrowolnie. Katastrofa będzie racjonalizowana, a wina przerzucana na innych, aż będzie za późno.

Fikcja zmiany, czyli jakie zielone lubi polityk?

Politycy, jak się wydaje, są zwolennikami zielonego, ale głównie tego z wizerunkami prezydentów USA. To cyniczne, ale trafne podsumowanie strukturalnej pułapki, w której tkwimy. To nie przypadek, tak działa system, który zbudowaliśmy – system, który nie toleruje radykalnych zmian podważających jego fundamenty. Transformacja wymaga tego, czego kapitalizm nie może dać: ograniczeń.

Dopóki ten model przetrwa, globalne emisje nie będą spadać. Będą się jedynie przesuwać, maskować i relokować w niekończącym się festiwalu hipokryzji. To pudrowanie trupa. Rzeczywista zmiana będzie możliwa dopiero wtedy, gdy katastrofa ją na nas wymusi. Wtedy jednak może być już za późno na wybór między adaptacją w stylu Kolbert a buntem. Pozostanie nam wizja świata rodem z Mad Maxa, gdzie głód i masowe migracje napędzają wojny, a prawa człowieka, w tym prawo do instagramowej turystyki, przestają cokolwiek znaczyć. Piszę to nie jako zafiksowany neomarksista, ale jako realista.


Dane: Our World in Data (Primary Energy Consumption), Global Carbon Project (2024), Wykresy emisji: Azja, Europa, USA