Cyfrowy e-sąd i działanie w trybie COVIDowej prowizorki
- Autor: Maciej Lesiak - 6 minut czytania - 1188 słówSpis treści
Cyfryzacja polskiego wymiaru sprawiedliwości to hasło, które od lat budzi nadzieję na usprawnienie postępowań i ułatwienie dostępu do sądu. Sądy są zawalone sprawami, a terminy są tak zniechęcające jak tylko mogą być, aby nie korzystać z drogi w rozwiązywaniu sporów. Dlatego możliwość uczestnictwa w rozprawie z dowolnego miejsca na świecie, bez konieczności podróży i marnowania czasu, wydaje się być spełnieniem obietnic nowoczesnego państwa. Moje niedawne doświadczenie jako strony w postępowaniu pokazało jednak, że za fasadą technologicznego postępu mogą kryć się poważne luki proceduralne i moim zdaniem potencjalne zagrożenia dla naszych danych osobowych.
Obietnica kontra Rzeczywistość: Pierwsze Zderzenie
Na wniosek mojej pełnomocniczki postanowiliśmy skorzystać z opcji zdalnego uczestnictwa w rozprawie. Procedura wydawała się prosta: wystarczyło wniosek do odpowiedniego wydziału sądu z prośbą o taką możliwość. Szybko okazało się, że wystarczy napisać e-mail z adresu nigdzie nie podanego do korespondencji jako uprawnionego, aby uzyskać link do wideokonferencji, powołując się raptem na sygnaturę sprawy i interes. Tak też zrobiłem. Odpowiedź nadeszła szybko, zawierała link do spotkania w systemie Jitsi oraz szczegółową instrukcję.
Moje zdziwienie wzbudził jednak fakt, że pracownik sądu wysłał mi zaproszenie bez jakiejkolwiek próby weryfikacji mojej tożsamości. Nie poproszono o numer PESEL, skan dowodu osobistego ani o żadną inną informację, która potwierdziłaby, że ja to faktycznie ja. Zwykły e-mail z imieniem, nazwiskiem i sygnaturą sprawy wystarczył, aby otrzymać link prowadzący do wirtualnej sali rozpraw. To była pierwsza czerwona flaga.

Publiczny Pokój Testowy: Niepokojący Brak Prywatności
Zgodnie z instrukcją, w dniu rozprawy postanowiłem skorzystać z możliwości wykonania połączenia testowego. Po kliknięciu w link moim oczom ukazał się widok, który uznałem za rażące naruszenie prywatności. W ogólnodostępnym pokoju wideokonferencyjnym znajdowało się kilkadziesiąt innych osób, w większości starszych, które testowały swoje połączenia. Wszystkie były podpisane pełnym imieniem i nazwiskiem, a ich twarze były doskonale widoczne. Problem w tym, że te osoby po nawiązaniu połączenia nie wychodziły z pokoju. Powodowało to, że były połączone i cały czas było słychać rozmowy z ich pomieszczeń. Tak, dobrze przeczytaliście.
W tym momencie zdałem sobie sprawę, że każda z tych osób widzi mnie, tak jak ja widzę innych. Mógłbym bez problemu zrobić zrzut ekranu, zapisując dane osobowe (imię i nazwisko) i wizerunki uczestników zupełnie innych postępowań. Co istotne, system w żadnym momencie nie wyświetlił prośby o akceptację regulaminu, klauzuli informacyjnej RODO ani żadnego komunikatu dotyczącego przetwarzania danych. Z powodu regulaminu jaki znajduje się na stronie sądu nie zamieszczę żadnych tego typu zrzutów ekranu jako dowodu, a tylko moje testowe połączenie sprzed kilku dni gdy widziałem jedną osobę. Można jednak dowolnie się tam łączyć bez limitów, więc każdy może sobie podejrzeć kto się łączy i jeśli są widoczne twarze porobić zrzuty ekranu, bo nie ma żadnych separacji sesji. Wszystko jest w jednym pokoju dla testujących.

Rozprawa: Pozorna Weryfikacja i Techniczna Prowizorka
Sama rozprawa również pozostawiła wiele do życzenia. Po dołączeniu do telefkonferencji zobaczyłem moją pełnomocniczkę w jednym oknie, siebie w drugim, w trzecim salę sądową nastawioną na ławkę świadków oraz dwa czarne okienka bez obrazu. Z powodu problemów technicznych nie miałem obrazu ani dźwięku z ławy sędziowskiej. Słyszałem i widziałem za to doskonale innych uczestników, co stwarzało wrażenie uczestnictwa w procesie tylko częściowo. Nikt oczywiście nie podnosił tej kwestii znając tempo działania polskiego wymiaru sprawiedliwości. Próba uruchomienia mikrofonu mogłaby spowodować przesunięcie rozprawy o 3-6 miesięcy, co raczej nikomu nie było na rękę.
Weryfikacja tożsamości, na którą liczyłem, okazała się iluzoryczna. Sąd ograniczył się do pytania “czy ja to ja?”, po czym odebrał ode mnie standardowe oświadczenia o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań. Fundament całego procesu – pewność, kim jest osoba po drugiej stronie ekranu – opierał się na jednym, prostym pytaniu i mojej deklaratywnej odpowiedzi. Hmmm…

Co na to Regulamin? Teoria a Praktyka
Po rozprawie postanowiłem przyjrzeć się oficjalnym zasadom, infrastrukturze, technologii.. Regulamin Systemu Wideokonferencji, udostępniany przez jeden z sądów apelacyjnych, w teorii wygląda solidnie. Czytamy w nim, że to Organizator (czyli sąd) ponosi wyłączną odpowiedzialność za “zgodną z przepisami prawa weryfikację tożsamości Uczestników”. Moje doświadczenie pokazuje, że ten kluczowy obowiązek nie został w żaden sposób dopełniony.
Regulamin zabrania również udostępniania linku osobom nieupoważnionym, określając to jako “rażące naruszenie”, które może skutkować nawet odpowiedzialnością karną. Nie wolno tego robić, broń boże! Jak jednak egzekwować ten zakaz, skoro sam proces przyznawania dostępu jest tak słabo zabezpieczony? Ciekawe jak sąd znajdzie osobę z Panamy podszywającą się za świadka? Osoba pisząca regulamin nie miała takich wątpliwości, a zapewne regulamin jest skorelowany z zasadami RODO, a te z zakresami obowiązków. Mniemam zatem, że nie doszło do naruszenia prawa przy podawaniu linków i tworzenia podkładek pod dostęp, czyli zakładam, że działamy w trybie prowizorki post-covidowej i żadne podkładki nie są wymagane, wszystko jest robione na słowo honoru i wielkie ufam.
Odpowiadając na kluczowe pytania dotyczące bezpieczeństwa danych, regulamin precyzuje kilka kwestii:
- Administratorzy Danych: Administratorem danych osobowych przetwarzanych w trakcie rozprawy jest każdy sąd ją organizujący. Za techniczną stronę systemu (jako Administrator Systemu) odpowiada Minister Sprawiedliwości oraz właściwy sąd apelacyjny.
- Rejestracja Sesji: Co niezwykle istotne, regulamin wprost stanowi, że “Sesje Wideokonferencji nie są rejestrowane, przechowywane, ani archiwizowane w Systemie Wideokonferencji”. Decyzję o ewentualnym nagrywaniu może podjąć wyłącznie sąd, ale musi się to odbywać poza udostępnianym systemem.
Trwałość Prowizorki “trybu Covidowego”
Chciałbym zwrócić uwagę na jeden kluczowy aspekt tej smutnej sprawy. Otóż warto zauważyć, że sam system został wdrożony w oparciu o przepisy specustawy COVID-owej (powołuj się na to sam najświętszy regulamin). Stan epidemii został w Polsce odwołany ponad dwa lata temu przez ministra, jednak stworzona wtedy “prowizorka” trwa w najlepsze, stając się de facto standardem. Bo to wygodne, a procedury i bezpieczeństwo wygodne nie są.
System Otwarty na Manipulacje?
System oparty na braku solidnej weryfikacji stwarza ogromne pole do nadużyć. Nietrudno wyobrazić sobie scenariusz socjotechniczny: osoba znająca sygnaturę sprawy (a te często nie są tajne, widać je np. na kopertach roznoszonych przez listonoszy) kontaktuje się z sądem, podając się za stronę i twierdząc, że skasowała e-mail z linkiem. Biorąc pod uwagę obecne procedury, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że działając pod presją czasu i stosując presję na pracownika niższego szczebla uzyskałaby dostęp do rozprawy o ile nie więcej.
Czy nadal działamy we wzorcu pandemicznej prowizorki?
Opisany problem nie jest niestety odosobnionym przypadkiem. Podobne wątpliwości dotyczące proceduralnej rzetelności pojawiły się chociażby w Łodzi, gdzie zgłosiłem publicznie problem w kontekście konsultacji społecznych dotyczących Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP). Proces prowadzony przez Miejską Pracownię Urbanistyczną, który w założeniu miał być otwarty i cyfrowy, w praktyce budził zarzuty o niesprawiedliwe traktowanie uczestników i stwarzanie pozorów dialogu. MPU, powołując się na stan pandemii, który od kilkunastu miesięcy był już wygaszony przez ministra, nadal wdrażała procedury moim zdaniem ograniczające dostępność dla mieszkańców. Na te zarzuty odpowiedział Wiceprezydent Adam Pustelnik w kilkustronicowym piśmie, broniąc konsultacji MPZP i przyjętych rozwiązań konsultacji MPZP oraz zapowiadając ich zmiany. Mimo to, cała sytuacja stanowiła dla mieszkańców kolejny przykład cyfrowej prowizorki, która w procesie dotykającym fundamentalnego prawa własności podważała zaufanie do rzetelności całej procedury. Kilka tygodni później po piśmie Pustelnika MPU w Łodzi zmieniło regulamin i zasady z pandemicznych na normalne.
Digitalizacja jest szansą, ale nie może odbywać się kosztem fundamentalnych zasad praworządności i ochrony prywatności. Moja historia pokazuje, że bez solidnych, weryfikowalnych procedur bezpieczeństwa, cyfrowa sala sądowa może stać się miejscem chaosu, pomyłek i celowych manipulacji. Najwyższy czas, aby rozwiązania tymczasowe zastąpić systemem godnym zaufania obywateli.
This article is also available in English:
Digital e-Court and Operating in COVID Provisional Mode